W 1996 roku zacząłem studia budowlane. Szczególnie interesowała mnie inżynieria komunikacyjna. Dzisiaj widzę, jak dużej kampanii medialnej potrzeba, aby zatamować zjawisko kolejowo-drogowej katastrofy. Słyszymy o tym co kilka dni. Pociąg wiozący nawet tysiąc pasażerów uderza w samochód kogoś, kto nie zdaje sobie sprawy, do czego może doprowadzić.
Kolej nie jest tu bez winy, ale pytanie, dlaczego o tym wszystkim nie uczono w szkołach nauki jazdy? Nie od razu powstaną wiadukty nad torami. Do czasu aż tak się stanie (a to długo jeszcze), trzeba bronić ludzi, którzy znajdą się w pułapce, ze swojej winy lub z winy innych kierowców.
I jest to zadanie także dla blogerów. Poznać temat, krzyczeć i przypominać.
Nie chodzi o to, że tej kampanii nie ma. Chodzi o to, że ma ona jakieś braki, które trzeba odnaleźć. Wydaje się, że wielu kierowców nic o tej kampanii nie wie.
Kolej natomiast nie jest ideałem. Dwa pociągi na jednym torze - takie rzeczy przy dzisiejszej komputeryzacji nie powinny mieć w ogóle miejsca.
Dwa pociągi muszą się gdzieś minąć i może się to wydarzyć w pobliżu przejazdu kolejowego. Nie pamiętam, aby mówiono mi o tym na kursie prawa jazdy. Czy to takie oczywiste? Szlabany podnoszą się i za chwilę zamykają ponownie. Jak wiemy, są kierowcy, którzy fakt podnoszenia szlabanów uważają za zgodę na wjazd. Czerwone światła nadal pulsują, więc wjeżdżać nie wolno, ale pomylić każdy się może.
Jakim prawem to się dzieje, że szlabany się podnoszą, przecież dzięki systemowi GPS wiadomo bardzo dokładnie, gdzie znajdują się pociągi i że za chwilę przez przejazd przejedzie drugi pociąg. Ktoś tu czegoś nie rozumie. To jakiś przestarzały system.
Jedni chcą szybko podróżować pociągiem, inni samochodem, dlatego pociągi są coraz szybsze, a szlabany opuszczone na krótko.
Tego nie da się łatwo pogodzić. Można natomiast zastanowić się nad swoim życiem, czy to wszystko nam się należy: prędkość za wszelką cenę.
Dróżnik - czy to zawód, którego już nie ma? Pracownik nadzorujący przejazd kolejowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz